Jakiś czas temu pisałam, że zostaje sama w domu na 3 tygodnie z brzuchem i maluchem. KLIK
Czy udało mi się przetrwać? I czy moje oczekiwania się spełniły?
1. Brzuszkowy nie poczuł potrzeby zobaczenia świata wcześniej niż powinien. Chociaż w brzuchu ma coraz mniej miejsca.
2. Najfajniejsze i najgorsze za razem było to, że wyszedł nam kolejny ząb. Najfajniejsze, że w końcu to mi się udało pierwszej zobaczyć nowy nabytek, no a najgorsze było wszystko złe z tym związane. Każdy rodzic wie, że ząbkowanie nie jest czymś przyjemnym zarówno dla dziecka jak i rodziców. Mój maluch musiał mieć chyba wszystkie objawy. Także gorączka, brak apetytu, biegunka, katarek (to też od ząbkowania), spanie z przerwami po parę minut przez całą dobę i marudzenie towarzyszyło nam przez kilka dni. Daliśmy jednak radę.
3. Mi też na szczęście udało się uniknąć przeziębienia, chociaż w pewnym momencie czułam, że zaczyna mnie rozkładać.
4. Z tym wysypianiem to było chyba najgorzej. Przez parę dni ząbkowanie, które później trochę zaburzyło rytm doby. I moje chłopaki postanowili spać w nocy na zmianę. Jak jeden szedł spać to drugi się budził. Raz skakanie w brzuchu, a raz po brzuchu.
5. Z tymi drzemki to śmiechu warte. Synek albo nie spał w dzień, a jak już spał to przecież samo się nie posprząta i nie ugotuje.
6. Miałam czas i okazję do wypicia ciepłej kawy w miarę w spokoju, jednak nie bardzo odczuwałam taką potrzebę.
7. Pogoda bywała różna, to w sumie był przełom października i listopada. Jednak staraliśmy się codziennie wyjść chociaż na trochę. I tutaj wzorowo sprawdził się teściu, jak tylko była ładna pogoda i miał czas to "ratował mamę" i zabierał wnuczka na spacer.
8. Zwierzaki, a zwłaszcza pies miały dobre i złe dni. Pies na początku potrafił posikać się na złość, tak jak przewidział. Obydwie jadły chyba z dwa razy więcej z tęsknoty. I codziennie wieczorem próbowały wejść do mojego pokoju, a nawet łóżka żeby ze mną spać. Ewidentnie brakowało rąk do głaskania i były zazdrosne o sobie nawzajem, jak i o malucha. Dużym plusem jest to, że kot przestał się bać malucha i zdarzało się, że cała trójka razem się grzecznie bawiła.
9. Kwestia organizacyjno-porządkowo-kulinarna okazała się łatwiejsza niż myślałam. Gotowałam sobie, synkowi i czasami psu obiad na dwa dni. Dzięki temu miałam co drugi dzień mniej pracy.
10. Z tym spokojem to bywało różnie. Jedna osoba skutecznie podniosła mi parę razy ciśnienie.. No, ale taką osobę ciężko zmienić.
W sumie to nawet nie wiem kiedy to zleciało. Jednak zmęczenie czasami dawało w kość. Tak samo jak uciążliwe były samotne wieczory. Chyba, że pies na prawym kolanie, a kot na lewym kolanie się liczą. :-)
Czy udało mi się przetrwać? I czy moje oczekiwania się spełniły?
1. Brzuszkowy nie poczuł potrzeby zobaczenia świata wcześniej niż powinien. Chociaż w brzuchu ma coraz mniej miejsca.
2. Najfajniejsze i najgorsze za razem było to, że wyszedł nam kolejny ząb. Najfajniejsze, że w końcu to mi się udało pierwszej zobaczyć nowy nabytek, no a najgorsze było wszystko złe z tym związane. Każdy rodzic wie, że ząbkowanie nie jest czymś przyjemnym zarówno dla dziecka jak i rodziców. Mój maluch musiał mieć chyba wszystkie objawy. Także gorączka, brak apetytu, biegunka, katarek (to też od ząbkowania), spanie z przerwami po parę minut przez całą dobę i marudzenie towarzyszyło nam przez kilka dni. Daliśmy jednak radę.
3. Mi też na szczęście udało się uniknąć przeziębienia, chociaż w pewnym momencie czułam, że zaczyna mnie rozkładać.
4. Z tym wysypianiem to było chyba najgorzej. Przez parę dni ząbkowanie, które później trochę zaburzyło rytm doby. I moje chłopaki postanowili spać w nocy na zmianę. Jak jeden szedł spać to drugi się budził. Raz skakanie w brzuchu, a raz po brzuchu.
5. Z tymi drzemki to śmiechu warte. Synek albo nie spał w dzień, a jak już spał to przecież samo się nie posprząta i nie ugotuje.
6. Miałam czas i okazję do wypicia ciepłej kawy w miarę w spokoju, jednak nie bardzo odczuwałam taką potrzebę.
7. Pogoda bywała różna, to w sumie był przełom października i listopada. Jednak staraliśmy się codziennie wyjść chociaż na trochę. I tutaj wzorowo sprawdził się teściu, jak tylko była ładna pogoda i miał czas to "ratował mamę" i zabierał wnuczka na spacer.
8. Zwierzaki, a zwłaszcza pies miały dobre i złe dni. Pies na początku potrafił posikać się na złość, tak jak przewidział. Obydwie jadły chyba z dwa razy więcej z tęsknoty. I codziennie wieczorem próbowały wejść do mojego pokoju, a nawet łóżka żeby ze mną spać. Ewidentnie brakowało rąk do głaskania i były zazdrosne o sobie nawzajem, jak i o malucha. Dużym plusem jest to, że kot przestał się bać malucha i zdarzało się, że cała trójka razem się grzecznie bawiła.
9. Kwestia organizacyjno-porządkowo-kulinarna okazała się łatwiejsza niż myślałam. Gotowałam sobie, synkowi i czasami psu obiad na dwa dni. Dzięki temu miałam co drugi dzień mniej pracy.
10. Z tym spokojem to bywało różnie. Jedna osoba skutecznie podniosła mi parę razy ciśnienie.. No, ale taką osobę ciężko zmienić.
W sumie to nawet nie wiem kiedy to zleciało. Jednak zmęczenie czasami dawało w kość. Tak samo jak uciążliwe były samotne wieczory. Chyba, że pies na prawym kolanie, a kot na lewym kolanie się liczą. :-)
Komentarze
Prześlij komentarz